Testy smartfonów:

  • Redmi Pad SE – tani i bardzo dobry tablet do multimediów

    Osoby poszukujące tabletu można podzielić na dwie kategorie. Jedna z nich to wymagający użytkownicy, którzy chcą na tablecie pracować np. montować wideo, tworzyć ilustracje, adnotować dokumenty. Do tej kategorii można zaliczyć też najbardziej wymagających graczy. Druga kategoria poszukuje dużego ekranu do multimediów, przeglądania internetu, zakupów i innych codziennych czynności. Właśnie do tej drugiej grupy, dla której kluczowym aspektem jest cena, adresowany jest Redmi Pad SE. Trzeba przyznać, że do prostych zadań stosunek ceny do jakości Redmi Pad SE jest szokująco dobry. Wszystko pod warunkiem, że apetyt nie urośnie nam w miarę jedzenia i nie zaczniemy oczekiwać coraz większej wydajności, której w tym tablecie nie znajdziemy.

    Design

    Jakość wykonania to pierwsze bardzo pozytywne zaskoczenie w przypadku Redmi Pad SE. W cenie 899 zł (w przedsprzedażowej promocji tylko 699 zł) dostajemy tablet, którego obudowa jest wykonana z jednego, matowego kawałka aluminium. Pad SE nie jest odczuwalnie grubszy i cięższy od dwukrotnie droższych tabletów Xiaomi, np. Pad 6. Ma, tak jak wyższe modele, 4 głośniki, które pozwalają cieszyć się przestrzennym dźwiękiem stereo.

    W Redmi Pad SE znajdziemy też zalety, których próżno szukać w droższych modelach – gniazdo słuchawkowe oraz szufladę na kartę micro SD. Ramki ekranu są wystarczająco wąskie, a przednia kamera zgodnie z najnowszym trendem została umieszczona pośrodku dłuższej krawędzi. Pod względem jakości wykonania naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Nawet wśród smartfonów w podobnej cenie trudno będzie znaleźć tak dobrą jakość wykonania.

    Wyświetlacz

    Ekran Redmi ma przekątną 11 cali, rozdzielczość FHD+ 1920 x 1200 pikseli, jasność 400 nitów i odświeżanie w zakresie od 30 do 90 Hz. Panel wykonany jest w technologii IPS i ma certyfikaty TÜV Rheinland dotyczące niskiej emisji światła niebieskiego i redukcji migotania.

    Chociaż wyświetlacz nie ma ani rozdzielczości 2K, ani odświeżania 144 Hz jak wyższe modele Xiaomi, to w zupełności wystarcza, aby zachować komfort i przyjemność oglądania zdjęć i filmów oraz przeglądania stron WWW. W ustawieniach można zmienić schemat kolorów i częstotliwość odświeżania. Połączenie 4 głośników z dobrym ekranem stanowi główną wartość tego tabletu i czyni go naprawdę dobrym wyborem do multimediów. Pod warunkiem, że nie będziemy chcieli z niego korzystać w pełnym słońcu – wówczas ekran okaże się zbyt ciemny.

    Specyfikacja i system

    Niska cena gdzieś musiała odbić się na wyposażeniu tabletu, który jak na razie nie wyglądał gorzej od modeli dwukrotnie droższych. Stało się tak w przypadku wydajności. Tablet jest wyposażony w procesor Snapdragon 680, 4 GB RAM oraz 128 GB na system i pliki. Pamięć można rozszerzyć kartą microSD o pojemności do 1 TB, co jest akurat jedną z zalet tego modelu.

    W benchmarku Antutu Redmi Pad SE uzyskał trzysta tysięcy punktów. To niemal pięciokrotnie mniej niż najwyższa wydajność urządzeń mobilnych i niemal trzykrotnie mniej niż Xiaomi Pad 6. To również 17% mniej niż najtańszy tablet 5G od T-Mobile – T Tablet z procesorem MediaTek Dimensity 700.

    To właśnie wydajność powoduje, że do jednych zastosowań Redmi Pad SE nadaje się doskonale a do innych słabo. Na pewno nie jest idealny tablet dla gracza, zwłaszcza takiego chcącego pograć w najnowsze i najbardziej wymagające tytuły. Jeśli ktoś oczekuje doskonałej płynności działania systemu, szybkiego uruchamiania aplikacji i przełączania się pomiędzy nimi, to też od Redmi tego nie dostanie. Wydajność nie przeszkadza zupełnie w oglądaniu filmów i większości typowych codziennych zadań, o ile sporadyczne zacięcia się animacji nam nie przeszkadzają.

    Pakiet komunikacyjny obejmuje WiFi ac i Bluetooth 5.0. Nie ma systemów lokalizacji, nie ma też żyroskopu i rozglądanie się w filmach VR 360 poprzez nachylenie tabletu w ogóle nie działa (a działa bezbłędnie w T Tablet). Brak NFC czy czytnika linii papilarnych nie zaliczamy jako wady, bo większość tabletów, poza ewentualnie najdroższymi modelami, jest ich pozbawiona.

    Tablet Redmi działa pod kontrolą Androida 13 z nakładką MIUI 14.0.2, a zabezpieczenia są zaktualizowane do wersji z sierpnia. Wśród funkcji dodatkowych znajdziemy narzędzia wideo, pływające okna, narzędzia konferencyjne i Game Turbo. Ekran można podzielić pomiędzy dwie aplikacje i w niektórych wypadkach otworzyć trzeci program w pływającym oknie.

    Podczas testów tablet działał bezproblemowo z wyjątkiem automatycznej regulacji jasności, która miała tendencję do ustawiania zbyt ciemnego ekranu i czasem nie reagowała, gdy otoczenie zmieniało się na jaśniejsze. Można to łatwo obejść wyłączając automatyczną regulację jasności, choć to oczywiście nie rozwiąże istoty problemu.

    Aparat

    To czy aparat w tablecie jest faktycznie istotny to zawsze trochę dyskusyjna sprawa. Z jednej strony raczej nie zastąpimy smartfonu tabletem podczas urlopu. Z drugiej strony do wideokonferencji i przesyłania zdjęć dokumentów aparaty są jednak przydatne. Redmi ma jeden aparat z przodu i jeden z tyłu obudowy. Oba aparaty mogą nagrywać wideo 1080p w 30 klatkach na sekundę.

    • 8 MP, f/2.0, AF
    • 5 MP, f/2.2

    W przypadku Redmi Pad SE jakość zdjęć jest niestety słaba. Kadry są mało szczegółowe, jakby lekko rozmyte, mają niezbyt atrakcyjne kolory o małej intensywności i małą rozpiętość tonalną. Zdecydowanie bliżej efektom do kamery internetowej w laptopie niż do aparatu w smartfonie. Do wideokonferencji wystarczą, ale nawet tani smartfon zrobi w razie czego lepsze zdjęcia i nagra lepsze wideo niż tablet Redmi.

    Bateria

    Redmi Pad SE ma baterię o dużej pojemności 8000 mAh, ale wolne ładowanie o mocy zaledwie 10W. Oznacza to, że nie mamy szans naładować tablet przed użyciem, gdy okaże się rozładowany. To raczej urządzenie, które będziemy ładować przez noc, aby na rano było gotowe, jak za dawnych czasów.

    Czas pracy na baterii jest bardzo dobry i nie mamy szans rozładować tabletu w jeden dzień. Strumieniowanie wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę pozwoli zbliżyć się do 24 godzin działania. Przy umiarkowanym wykorzystaniu tablet powinien wystarczyć na kilka dni, do tygodnia używania po kilka godzin dziennie.

    Podsumowanie

    Redmi Pad SE to świetny tablet dla kogoś, kto chce przede wszystkim oglądać filmy, seriale, przeglądać sieć, robić zakupy, korzystać z mediów społecznościowych i komunikatorów. Do tych zadań wydajność jest w zupełności wystarczając, a cztery głośniki, jakość obudowy i ekran 90 Hz są znacznie lepsze niż cena sugeruje. Za 899 zł to po prostu rewelacja do konsumpcji multimediów.
    Schody zaczynają się, gdy chcemy na tablecie robić więcej. Redmi Pad SE nie obsługuje aktywnego rysika, nie ma dedykowanej klawiatury ani złącza do jej podłączenia, a wydajność nie będzie wystarczająca ani do wymagających gier, ani zadań takich jak montaż wideo czy edycja zdjęć. Im więcej będziemy chcieli ponad konsumpcję mediów, tym bardziej będziemy odczuwać potrzebę przesiadki na mocniejszy model. Niestety aparat też jest poniżej oczekiwań, nawet jak na niską półkę cenową. Dla graczy i bardziej wymagających użytkowników Xiaomi ma Pad 6 z odświeżaniem ekranu 144 Hz, trzykrotnie wyższa wydajnością i całą gamą opcjonalnych akcesoriów, od etui, przez pióro, aż po dedykowaną klawiaturę. Tylko wówczas będziemy musieli zrezygnować z gniazda słuchawkowego i karty pamięci, których Pad 6 nie ma.

     

  • Słuchawki Jabra ELITE 8 ACTIVE to nadal najlepszy wybór dla biegaczy – nasze pierwsze wrażenia

    Duńska Jabra nie jest największym i najbardziej znanym producentem słuchawek TWS na świecie, ale ma grono swoich wiernych fanów. Działa to trochę tak, że jak raz kupimy słuchawki Jabra to zastanawiamy się później, dlaczego wcześniej ich nie używaliśmy. Tak było w moim przypadku, gdy 2 lata temu szukałem słuchawek, które sprawdzą się przy bieganiu. Miałem romans z z Airpodsami Pro, ze słuchawkami JBL i Samsungami. Wszystkie te słuchawki były w miarę OK, ale co jakiś czas trzeba je było poprawiać w uszach, bo po prostu zaczynały wypadać. JBL sprawdzały się najlepiej ze względu na swoją specjalną konstrukcję z delikatnymi wypustkami/skrzydełkami, które zahaczały się o uszy. Po otrzymaniu do testów słuchawek Jabra Elite 7 Active, które takich zaczepów nie miały, od razu spisałem je na straty. Okazało się jednak, że Jabra ma na dobre trzymanie się słuchawek sportowych w uszach zupełnie inny patent. Stosuje go także w najnowszych Jabra ELITE 8 ACTIVE. Jest to rozwiązanie nazywane przez Jabrę ShakeGrip. To zupełnie inna jakość treningu - bez stresu, czy nasza słuchawka nie wyląduje przypadkiem w studzience lub w kałuży.

    Jabra ELITE 8 ACTIVE zostały zaprezentowane po raz pierwszy na targach IFA w Berlinie we wrześniu, ale są już dostępne w Polsce. Ich cena wynosi sporo, bo 949 zł. My otrzymaliśmy je do testów w kolorze Navy, ale jest także wersja czarna. W listopadzie ma pojawić się także karmel. Nazwa słuchawek może trochę mylić, bo w Berlinie pokazano także słuchawki ELITE 10. Nie wiadomo, dlaczego Jabra nie zdecydowała się na unifikację numeracji i ELITE 8 ACTVE nie nazywają się po prostu ELITE 10 ACTIVE.

    Etui i design słuchawek

    Design etui zmienił się w porównaniu do edycji 7 ACTIVE i jest teraz taki sam jak w modelu ELITE 10. Pudełko jest nieco większe od tego, które mają najpopularniejsze słuchawki na świecie, czyli Airpodsy Pro. Same słuchawki wyglądają za to identycznie jak wcześniej. To dobry znak, bo tamte idealnie leżały w moich uszach. Po wsadzeniu ich do uszu wszystko to się potwierdziło. Konstrukcja serii Active umożliwia bardzo mocne odcięcie nas od zewnętrznych hałasów nawet bez aktywnego ANC. To oczywiście zaleta, gdy poruszamy się w bezpiecznym środowisku i wada, gdy biegamy po ruchliwej ulicy lub zatłoczonym parku. To słuchawki, które sprawiają, że w czasie biegu możemy zachwycać się szczegółami utworów, a nie tylko ich mocnym bitem lub średnimi tonami.

    Dodatkowo Elite 8 Active są promowane jako najbardziej wytrzymałe słuchawki douszne zgodne z certyfikatem MIL-STD-810H. Co to oznacza dla użytkownika? Słuchawki spełniają normę IP68, więc są całkowicie wodoszczelne, nawet przy zanurzeniu na głębokość 1,5 metra. Są też pyłoszczelne i przetrwają upadek z wysokości 1 metra. Ta ostatnia cecha nie jest chyba jakoś przesadnie wyśrubowana. Etui ładujące jest odporne na kurz i wilgoć, ze stopniem ochrony IP54.

    Granatowe etui się nieco palcuje, więc esteci chyba powinni poczekać na wersję karmelową.

    Aplikacja

    Po pierwszym podłączeniu Elite 8 Active do telefonu możemy od razu pobrać do nich aktualizację (oczywiście gdy wcześniej pobierzemy aplikację Sound+ Jabry).

    W aplikacji możemy włączać i wyłączać tryby ANC oraz HearThrough, ale to samo możemy robić wygodnie przyciskiem na słuchawkach. W aplikacji dodatkowo możemy regulować poziom HearThrough (który notabene działa bardzo dobrze). HearThrough automatycznie przełącza się na ANC, gdy prowadzimy rozmowę głosową, co niestety sprawia, że podczas rozmowy jesteśmy nieco sztucznie odcięci.

    Nowością w Elite 8 Active jest dźwięk Spatial Audio zgodny z technologią Dolby Audio. Nie jest to usługa Spatial Audio, którą znamy z Apple. Ten model słuchawek nie wspiera Dolby Atmos, który jest wspierany przez Elite 10. Dolby Audio rozwija skrzydła np., gdy oglądamy Netflixa. Nowością w aplikacji jest także Spotify Tap, czyli specjalny skrót do uruchamiania Spotify i natychmiastowego uruchamiania odtwarzania muzyki. Spotify Tap niestety wyklucza się z ze skrótem do asystenta głosowego (w sumie trochę nie wiadomo dlaczego). Słuchawki już teraz wspierają Bluetooth Multipoint, a niedługo będą wspierać Bluetooth Low Energy (LE) i kodeki LC3 oraz LC3plus.

    Jakość dźwięku i ANC

    Największą niespodzianką po pierwszych testach Elite 8 Active jest to, że dosyć łatwo jest zauważyć duży skok jakości dźwięku w porównaniu do edycji siódmej. Najdziwniejsze jest to, że dźwięk i sam bas są chyba już bardziej „eleganckie” niż w moich dużych słuchawkach PX7 Bowers & Wilkings. Oczywiście, że gdy będziemy z nich korzystać w hałaśliwym otoczeniu to te niuanse nie będą miały większego znaczenia, ale gdy jest wokół nas cicho to Elite 8 Active grają jak marzenie. Trzeba przyznać, że postęp w jakości dźwięku słuchawek TWS z roku na rok jest niesamowity.

    Bardzo dobrze sprawdza się także ANC, choć w przypadku słuchawek tak głęboko wciskanych do naszych uszu (choć nadal bardzo wygodnych) ma on dużo łatwiej, bo sama konstrukcje genialnie tłumi hałas. Według samej Jabry, ANC zastosowane w Elite 8 Active jest 1,6 razy mocniejszy w porównaniu do standardowego ANC od Jabra.

    W słuchawkach znajdziemy w sumie 6 mikrofonów i 2 głośniki o średnicy 6 mm.

    Jeśli chcemy przez Jabry rozmawiać to w zamkniętym pomieszczeniu nasi rozmówcy nie będą narzekali na jakość naszego głosu. Gorzej jest, gdy rozmawiamy na ulicy, ale wówczas nawet, gdy rozmawiamy przez telefon to jakość dźwięku jest sporo gorsza.

    Słuchawki działają na baterii do 8 godzin z włączonym ANC oraz w sumie 32 godziny przy doładowaniach z etui.

    Podsumowanie

    Osoby, które szukają słuchawek TWS nie mają lekkiego życia. Wybór na rynku jest naprawdę niesamowity. Według mnie warto sprawdzić produkty duńskiej Jabry. Szczególnie, gdy biegamy lub ćwiczymy na siłowni to chyba nie znajdziemy lepszych TWS. Ciężko jednak będzie się zdecydować czy wybrać Elite 7 Active, które teraz kosztują 750 zł, czy też najnowsze 8 Active za 950 zł. A przecież w sklepach czeka na nas także wersja Elite 10 za 1200 zł. Jest ona szczególnie kusząca dla osób, które nie uprawiają sportu. Wspiera Dolby Atmos z funkcją Dolby Head Tracking oraz Jabra Advanced ANC. Same Elite 8 Active to jedne z najlepszych słuchawek na rynku. Nawet gdy nie będziemy w nich biegać to i tak dostarczą nam wspaniałej zabawy. Świetnie leżą w uszach, dobrze izolują otoczenie, mają świetne przyciski do sterowania, a przede wszystkim świetnie grają i to zarówno utwory delikatne w stylu Billie Bossa Nova, jak i bardzo mocne jak np. Milkshake 20 – Alex Wann Remix lub Blind Believer. Są też odporne na wodę, kurz i podobno na upadki (tego jeszcze na szczęście nie testowaliśmy).

  • Sony Xperia 5 V – lepsza niż myślisz – nasz test

    W nasze ręce trafiła piąta generacja smartfonu Sony Xperia 5. Pierwsza wersja Xperii 5 debiutowała w 2019 roku. Zwykle największe emocje budzą flagowce, a telefony pozycjonowane niżej są zwykle pozbawione wielu istotnych zalet. W przypadku Xpierii 5 jest inaczej i naszym zdaniem to właśnie ten model zasługuje na szczególne zainteresowanie w ofercie Sony. Podobnie jak w czwartej generacji najnowsza Xperia 5 V dziedziczy po Xpierii 1 V wszystko co najbardziej wartościowe, rezygnując z rzeczy, których przydatność jest dyskusyjna. W piątce nie znajdziemy wyświetlacza 4K i teleobiektywu ze zmienną ogniskową, które to cechy są dostępne we flagowej jedynce. Co więcej, aplikacja aparatu w Xperii 5 V dostała kluczowe funkcje, których brakowało od samego początku Xperii i których nie znajdziemy nawet w jedynce. Sony Xperia 5 V jest tak dobrym telefonem, że drobne niedociągnięcia oprogramowania irytują mocniej niż powinny, bo do doskonałości zabrakło naprawdę niewiele.

    Design

    Klasyczny design jest znakiem rozpoznawczym Sony na rynku smartfonów. Nie ma drugiego producenta, który wciąż ma ekran pozbawiony wycięć, bo przedni aparat znajduje się w symetrycznej ramce. Xperia 5 V ma także gniazdo słuchawkowe i kartę pamięci, które są wyjątkową rzadkością w wysokich modelach smartfonów. Warto też wymienić wysokiej klasy głośniki stereo skierowane w stronę użytkownika, szybki czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania, szufladę na kartę SIM wysuwaną bez narzędzi i fizyczny spust migawki aparatu. To unikatowy zestaw cech, którego w komplecie nie znajdziemy u innych producentów.

    Xperia jest uszczelniona i spełnia normę IP68, więc telefon można bez stresu zanurzyć do wody. Jakość wykonania obudowy jest z najwyższej półki. Bardzo podoba mi się matowe wykończenie metalowej ramy i szklanego tyłu obudowy, które doskonale ukrywa ślady po dotyku. Szkło zarówno z przodu jak i z tyłu telefonu to Gorilla Glass Victus 2. Xperia świetnie wygląda i jedyne do czego można mieć zastrzeżenia, to szersze niż u konkurencji ramki wyświetlacza.

    Wyświetlacz

    Xperia 5 V ma ekran OLED o przekątnej 6,1 cala i rozdzielczości Full HD+ 2520 x 1080 pikseli. Panel obsługuje odświeżanie 120 Hz i jest zgodny ze standardami HDR10 oraz BT.2020. W porównaniu do flagowej Xperii 1 V ma mniejszą przekątną i nie ma rozdzielczości 4K, która i tak jest trudna do docenienia na ekranie telefonu.

    Niestety żadna Xperia nie oferuje dostosowania odświeżania do wyświetlanej treści. Można tylko włączyć bądź wyłączyć odświeżanie 120 Hz. U wielu innych producentów technologia LTPO to standard od kilku lat.

    Jakość obrazu jest na bardzo wysokim poziomie. Sony należy się pochwała za tryb twórcy, który jest zgodny z przestrzenią kolorów BT.2020. Ułatwia to robienie zdjęć i nagrywanie wideo pod kątem dalszej edycji i dołączenia ich do materiałów nagranych pełnoprawnym aparatem.

    Należy zwrócić uwagę, że proporcje ekranu to 21:9 – takie jak obraz w kinie. W połączeniu z niewielką przekątną bardzo ułatwia to obsługę telefonu jedną ręką i pisanie kciukiem. To jeden z najwęższych smartfonów na rynku.

    Specyfikacja i system

    Sony zaktualizował podzespoły do najnowszej wersji. W Xperii 5 V znalazł się najmocniejszy procesor Snapdragon 8 Gen 2 wspomagany przez 8 GB RAM i 128 GB ROM. Ponieważ nagrania wideo mogą szybko zapełnić wolne miejsce, możliwość rozszerzenia pamięci za pomocą karty micro SD jest tutaj szczególnie istotna.

    Xperia uzyskała milion trzysta tysięcy punktów w benchmarku Antutu. To wynik zbliżony do innych flagowców wyposażonych w ten sam procesor. Sony w dużym stopniu uporał się z przegrzewaniem się procesora. Nie napotkałem komunikatów o konieczności wyłączenia aplikacji aparatu. Wielokrotne uruchamianie benchmarku nie spowodowało zbyt dużego spadku wydajności – wynik Antutu zatrzymał się nieznacznie poniżej miliona stu tysięcy punktów.

    W Xperii znajdziemy najnowszy pakiet komunikacyjny, na który składa się 5G, WiFi 6e, Bluetooth 5.3, NFC i USB C z kontrolerem 3.2 i obsługą DisplayPort. Lokalizacja jest realizowana za pomocą GPS (L1+L5), GLONASS, BDS, GALILEO i QZSS. Jest komplet czujników rozszerzony i barometr, kompas cyfrowy i czujnik spektrum kolorów.

    Xperia 5 V działa pod kontrolą Androida 13 z aktualizacjami zabezpieczeń z lipca. Jest to w głównej mierze czysty Android z dodatkami od Sony, bez nakładki systemowej. Wśród dodatków znajdziemy Pomocnik gracza, boczny sensor ze skrótami aplikacji i dzielenie ekranu.

    Nowością jest nowa aplikacja Kreator wideo, opracowana przez Sony. Producent chwalił się możliwością automatycznego montowania materiału po wybraniu klipów i zdjęć, z których chcemy skorzystać. Automatyczne stworzone wideo może mieć od 15 do 180 sekund lub nielimitowany czas trwania i podkład muzyczny. O ile automatyczny montaż nie zrobił na mnie lepszego wrażenia niż podobne rozwiązania znane do tej pory, np. GoPro, to możliwość łatwego połączenia klipów w całość, przycięcia, dodania napisów i muzyki jest przydatnym dodatkiem.

    Mam jednak do Xperii dwie uwagi dotyczące oprogramowania. Pierwsza dotyczy fabrycznie zainstalowanej aplikacji LinkedIn, której nie można odinstalować, a jedynie wyłączyć. Większość producentów nie blokuje możliwości odinstalowania aplikacji.

    Druga kwestia dotyczy małych zgrzytów płynności działania oprogramowania. Zdarza się, że chwilę po odblokowaniu telefonu animacja zgubi kilka klatek. Raz jakaś aplikacja, która została już zamknięta, zostawiła jakby cień na ekranie w miejscu otwartego wcześniej okna. Pomógł dopiero restart telefonu. To nie są problemy, które mocno uprzykrzają używanie tego telefonu, ale psują dobre wrażenie jakie robi Xperia. Większość smartfonów z górnej półki działa idealnie płynnie w aplikacjach i funkcjach systemowych. Liczę, że aktualizacja oprogramowania rozwiąże wszystkie te kwestie. Wydaje się jednak, że to właśnie oprogramowanie stanowi obecnie dla Sony największe wyzwanie.

    Zestaw aparatów

    W piątej generacji Xperii 5 Sony po raz pierwszy zrezygnowało z teleobiektywu, redukując liczbę aparatów z tyłu obudowy z trzech do dwóch. Zamiast tego rolę dwukrotnego powiększenia spełnia powiększenie cyfrowe zaawansowanej matrycy głównego aparatu.

    Specyfikacja aparatów:

    • 48 MP, f/1.9, 24mm, Dual Pixel PDAF, OIS – główny aparat
    • 12 MP, f/2.2, 16mm, Dual Pixel PDAF – aparat szerokokątny
    • 12 MP, f/2.0, 24mm – przedni aparat do selfie

    Matryca głównego aparatu jest dokładnie taka sama jak w Xperii 1 V, czyli IMX 888. To co wyróżnia Sony na tle innych smartfonów, to możliwość nagrywania wideo 4K w 120 klatkach na sekundę oboma tylnymi aparatami. Nie oferuje tego żaden inny smartfon, nawet wybitny w kwestii wideo iPhone 15 Pro Max. Inne cechy Sony to autofokus ze śledzeniem źrenicy oka i wskazanych przez użytkownika obiektów, seria 30 zdjęć na sekundę z pełną automatyką i ustawianiem ostrości, tryb S-Cinetone podczas nagrywania wideo, a także pełna manualna obsługa naśladująca układ funkcji z aparatów Sony Alpha. Pozwala to na pełną kreatywną kontrolę.

    Jednak w modelu Xperia 5 V pojawiła się jedna kluczowa zmiana, której bardzo brakowało mi do tej pory, nawet we flagowym modelu Xperia 1 V. W domyślnej aplikacji aparatu pojawiły się wszystkie tryby nagrywania wideo, w tym 4K/120. Dotąd ten tryb były zarezerwowany dla aplikacji Cinema Pro, skrajnie nieprzyjaznej dla zwykłych użytkowników smartfonów. W Xperii 5 V po raz pierwszy można go po prostu wybrać z listy trybów wideo. Zintegrowany został też tryb slow-motion w domyślnym oknie nagrywania wideo. Poprawiło to użyteczność podstawowej, najczęściej używanej aplikacji aparatu.

    Jakość zdjęć z Xperii 5 V jest moim zdaniem wybitna - nie zawsze można było to powiedzieć o smartfonach Sony z przeszłości, pomimo że to właśnie Sony produkuje matryce do większość smartfonów na rynku. Sony wreszcie udało się zaproponować takie połączenie sprzętu i oprogramowania, że efekty są w ścisłej czołówce, a pod pewnymi względami mogą stanowić odrębną klasę. Rozpiętość tonalna, szczegółowość, kolory, wszystko jest tutaj bardzo dobre. Najwyższa jakość dotyczy także nagrań wideo 4K, stabilizacji, a także płynnego przełączania się pomiędzy aparatami w trakcie nagrywania.

    Nawet tryb nocny zrobił duże postępy i nawet jeżeli nie zaoferuje równie dobrego zdjęcia w całkowitej ciemności, jak w VIVO i Huawei, to wciąż daje bardzo atrakcyjne rezultaty.

    Sony faktycznie daje unikalne możliwości na tle innych smartfonów, jak możliwość podłączenia mikrofonu krawatowego wprost do telefonu do gniazda słuchawkowego, nagrania materiału 4K/120 czy pełnej kontroli nad każdym z parametrów.

    Jedyne czego tutaj zabrakło to zdjęć makro. W porównaniu do innych producentów brakuje także teleobiektywu o przynajmniej trzykrotnym powiększeniu. Gdy przywołamy starsze modele Xperia 5 brak teleobiektywu nie stanowi istotnego minusa, bo smartfony Sony oferowały dwukrotne powiększenie, które w przypadku testowanego modelu jest wciąż bardzo dobrej jakości.

    Bateria

    Sony Xperia 5 V ma baterię o pojemności 5000 mAh i obsługuje ładowanie 30W oraz ładowanie indukcyjne. Niestety w pudełku z telefonem nie znajdziemy ładowarki i kabla USB C.

    Czas działania Xperii jest bardzo dobry – w teście strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na 50% Sony przebiło barierę 24 godzin, osiągając trochę ponad 25 godzin ciągłego odtwarzania.

    Niestety szybkość ładowania mocno odstaje od oferty chińskich smartfonów. Chińczyki potrafią naładować się do pełna w mniej niż pół godziny, Sony w 30 minut osiągnie 50% pojemności a ładowanie do pełna zajmie ponad półtorej godziny – trzy razy dłużej od konkurencji. Sony pod tym względem jest równie konserwatywne jak Apple i wolniejsze od Samsunga.

    Podsumowanie

    Sony ma opinię niszowego producenta smartfonów, a Xperia 5 V nie jest tania – kosztuje 4899 zł. Część decyzji producenta wciąż może dziwić na przestrzeni lat i kolejnych generacji telefonów – szersze ramki ekranu niż u konkurencji, brak dostosowania odświeżania ekranu do wyświetlanych treści, niezbyt szybkie ładowanie i nie do końca dopracowane oprogramowanie miewające sporadyczne problemy z płynnością. Może się wydawać, że dla telefonu w cenie flagowca są to grzechy niemal śmiertelne. A jednak kolejne modele z serii Xperia 5 z generacji na generację coraz lepiej się bronią. Rok temu Sony rozwiązał problem z przegrzewaniem, a tym razem w podstawowej aplikacji aparatu pojawiły się wszystkie obsługiwane tryby wideo. Ta zmiana przeważyła szalę w kierunku oceny Xperii 5 V jako telefonu, którego można polecić, nawet komuś kto nie będzie korzystał z profesjonalnych aplikacji Video Pro i Cinema Pro. Zdjęcia z Xperii 5 V są najwyższej klasy, smartfon oferuje wyjątkowe na tle rynku możliwości i klasyczny design. Jest gniazdo słuchawkowe i obsługa kart pamięci. W połączeniu z najszybszym procesorem i bardzo dobrym czasem na baterii otrzymujemy drogi, ale dobry telefon. Nie bez wad, ale też unikalny pod względem możliwości i formy. Będąc świadomym jego ograniczeń zdecydowanie warto go rozważyć poszukując telefonu do 5 tysięcy złotych.

  • T Tablet – test najtańszego tabletu z 5G

    Chociaż popularyzacja 5G wśród smartfonów nabrała tempa, to w przypadku tabletów 5G spotykane jest wciąż tylko w najdroższych modelach. Sortując tablety od najtańszych z łącznością 5G w największych sklepach z elektroniką nie znajdziemy urządzeń tańszych niż za trzy tysiące złotych. Dlatego propozycja tabletu T-Mobile z łącznością 5G za 1089 zł lub 50 zł miesięcznie w zestawie z nielimitowaną usługą internetu jest wyjątkowa. Tablet obsługuje nawet eSIM. Nie mówiąc o tym, że wiele tabletów oferowanych na rynku w ogóle nie ma opcji łączności GSM i są oferowane wyłącznie z WiFi.

    Design

    Jakość wykonania T Tablet nie budzi zastrzeżeń. Tył jest wykonany z jednego kawałka aluminium, a dłuższe krawędzie mają margines z tworzywa, aby anteny mogły bezproblemowo odbierać sygnał. Podobnie jak w smartfonach T Phone przycisk zasilania jest w kolorze Magenta. Aby odblokować tablet możemy skorzystać z opcji skanowania twarzy. Wyspa aparatów prawie nie wystaje ponad obudowę, dzięki czemu T Tablet nie kiwa się na stole.

    Ważnym elementem tabletu są głośniki stereo o dość dużej mocy, które odgrywają istotną rolę podczas oglądania wideo i słuchania muzyki. Jest też gniazdo na kartę nano SIM oraz kartę pamięci. 

    T Tablet waży 493 gramy i ma 8,1 mm grubości. Na matowej obudowie widać ślady po naszym dotyku. Poza tym nie mam do jakości wykonania T Tabletu uwag.

    Wyświetlacz

    T Tablet ma ekran o przekątnej 10,36 cala i rozdzielczości FHD+ 2000 x 1200 pikseli. To wystarczające parametry do zapewnienia komfortu podczas przeglądania internetu i oglądania filmów i grania w gry. Ekran jest wykonany w technologii IPS. Podczas patrzenia pod kątem trochę spada jasność, ale kolory nie zmieniają się. Jasność mogłaby być większa, zwłaszcza jeśli ktoś planuje korzystać z tabletu na dworze, ale to charakterystyczny element wielu urządzeń z początku średniej półki. 

    Specyfikacja i system

    Podobnie jak oba telefony T Phone, także tablet wykorzystuje procesor MediaTek Dimensity 700. Procesor wspomaga 6 GB RAM oraz 128 GB na system i pliki, które można rozszerzyć kartą microSD o pojemności do 2 TB. Tablet uzyskał 362 tysiące punktów w benchmarku Antutu, podobnie jak telefony T Phone. Ponieważ rozdzielczość ekranu w T Tablecie jest większa, częściej niż w przypadku telefonów da się zauważyć spadek płynności działania i chwilowe „lagi” urządzenia. Czasami strony internetowe podczas przewijania chwilę się ładują. Tak to wygląda na wielu urządzeniach z początku średniej półki. Do pełnej płynności działania trzeba by dopłacić kilkaset złotych i zrezygnować z łączności GSM w tej cenie. Jednak do konsumpcji multimediów, przeglądania stron, komunikatorów, maila czy niekoniecznie najbardziej wymagających gier ten tablet wystarcza w zupełności.

    Trzeba pochwalić T-Mobile, że rozglądanie się w wideo VR 360 przez pochylanie tabletu działa bezbłędnie – tablet jest wyposażony w żyroskop, co jest częstym brakiem w tańszych urządzeniach.

    Pakiet łączności obejmuje 5G (nano SIM + eSIM), WiFi ac i Bluetooth 5.1.

    T Tablet działa pod kontrolą Android 13, ma zabezpieczenia zaktualizowane do wersji z lipca. T-Mobile jasno deklaruje długość wsparcia dla aktualizacji oprogramowania:

    „2 aktualizacje systemu operacyjnego Android; 4 lata wsparcia dla oprogramowania; 3 lata comiesięcznych poprawek zabezpieczeń, w 4. roku poprawki zabezpieczeń co kwartał”

    Podobnie jak w przypadku telefonów system to czysty Android bez modyfikacji, z aplikacjami do Google, bez śmieciowych dodatków firm trzecich. Personalizacja T-Mobile ogranicza się do tapety w kolorze Magenta. To dobrze świadczy o operatorze, że oparł się pokusie fabrycznego dołączenia aplikacji i gier potencjalnych partnerów kosztem użytkowników.

    Oprócz tego na tablecie znajdziemy aplikacje Google Kids Space oraz Entertainment Space. Można więc skonfigurować dodatkowe konto dziecka i zarządzać aktywnością i treściami za pomocą Family Link.

    Aparat

    T Tablet ma dwa aparaty po 8 megapikseli, jeden z tyłu, jeden z przodu oraz dodatkowy aparat do detekcji głębi sceny o rozdzielczości 2 megapikseli. Warto zauważyć, że przedni aparat został umieszczony na dłużej krawędzi, co jest nowym trendem wśród tabletów. To praktyczne rozwiązanie podczas telekonferencji, gdy najczęściej zamiast trzymać tablet w ręku oprzemy go dłuższą krawędzią na stole.

    Tablety wykorzystują aparaty częściej do wideorozmów i przesyłania zdjęć dokumentów, niż do fotografowania i filmowania w terenie. T Tablet broni się mimo wszystko całkiem dobrą jakością zdjęć w dzień i w nocy, jeśli uznamy, że zdjęcia te nie mają być zastępstwem dla wygodniejszego w użyciu smartfonu.

    Bateria

    Pojemność baterii T Tablet to 7000 mAh. Podobnie jak oba telefony od T-Mobile T Tablet obsługuje ładowanie o mocy 15W. W naszym teście odtwarzania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę tablet rozładował się po upływie około 16 godzin. To dobry wynik, dający użytkownikowi wiele dni użytkowania po kilka godzin dziennie albo dwa dni intensywnego użytkowania. 

    Podsumowanie

    T Tablet to unikalna propozycja na rynku – każdy inny tablet obsługujący 5G jest od niego trzykrotnie droższy. To jedyny model z początku średniej półki, który pozwoli cieszyć się najnowszym standardem łączności GSM.

    Mimo, że T Tablet kosztuje 1089 zł lub 50 zł w abonamencie nielimitowanego internetu z limitem prędkości, to ma miejscami lepszą specyfikację od droższych od niego smartfonów z serii T Phone – ma wyższą rozdzielczość wyświetlacza – Full HD zamiast HD oraz głośniki stereo, których smartfony nie mają. Ma też tyle pamięci RAM, co droższy T Phone Pro. Wszystko to czyni z T Tabletu dobrą ofertę dla kogoś, kto chce korzystać z dużego wyświetlacza tabletu poza domem.

    Trzeba mieć tylko na uwadze, że nie jest to propozycja dla najbardziej wymagających użytkowników. Wyższa rozdzielczość ekranu odbiła się zauważalnie na płynności działania w porównaniu do telefonów, które mają ten sam model procesora, ale ekrany o niższej rozdzielczości. Nie przeszkadza to w użytkowaniu, pod warunkiem, że będziemy się tego spodziewać. Z punktu widzenia konsumpcji multimediów nie ma to większego znaczenia.

     

  • T Phone 5G i T Phone Pro 5G – test i porównanie najnowszych smartfonów T-Mobile

    T-Mobile chce dotrzeć z technologią 5G do szerokiego grona odbiorców - także do użytkowników niedrogich telefonów. Powodów jest kilka i nie chodzi tylko o korzyść wynikającą z większej szybkości internetu oraz mniejszych opóźnień. Ważna jest również spójność infrastruktury operatora, a więc konsekwentne przechodzenie na nowszą technologię i ostateczne porzucenie kosztownych w utrzymaniu i przestarzałych rozwiązań. W tym celu operator postanowił stworzyć własną markę urządzeń mobilnych. Teraz w nasze ręce trafiła druga generacja telefonów T Phone, która powstała przy współpracy z Google i całą Grupą DT. Dzięki niej smartfony T-Mobile mają czystego Androida, 4 lata wsparcia dla oprogramowania oraz 2 aktualizacje systemu operacyjnego Android. T Phone 5G  kosztuje bez abonamentu 1149 zł, a wersja Pro 1349 zł. Sprawdźmy czym się różnią i jak się sprawdzają w praktyce.

  • Nasze pierwsze wrażenia z nowych tanich zegarków Huawei Watch GT 4

    Huawei ma bardzo bogate portfolio zegarków. Punktem przełomowym dla Huawei w tym segmencie było zaprezentowanie Watch GT pięć lat temu, który jako pierwszy nawiązał do estetyki klasycznego zegarka. Teraz w nasze ręce trafiła czwarta odsłona zegarka Huawei Watch GT, który zdołał pogodzić niewygórowaną cenę z eleganckim wyglądem i długim czasem pracy na baterii. Być może to jest właśnie złoty środek dla większości użytkowników. Oprócz nowego designu pojawiło się także kilka nowych elementów specyfikacji i nowych funkcji. Nie zmienił się jednak brak obsługi płatności oraz aplikacja Zdrowie, której nadal nie znajdziemy w sklepie Google Play.

    Design

    Gdy konkurencja oferuje zwykle dwie wersje zegarka, Huawei poszedł szerzej. Mamy pięć linii produktowych, a tylko w obrębie Watch GT 4 mamy 7 różnych odmian zegarka. Są dwa rozmiary: 46 i 41 mm. To kluczowe rozróżnienie, bo mniejsze wersje są wyraźnie adresowane do kobiet, a większe do mężczyzn. To odróżnia Huawei, inny producenci mają wyłącznie wersje uniwersalne. Oprócz detali wykończenia koperty poszczególnych modeli różnią się one przede wszystkim zastosowanym paskiem lub rodzajem bransolety.

    W nasze ręce trafiły najdroższe wersje: męski zegarek 46 mm ze stalową bransoletą za 1499 zł oraz damska wersja 41 mm ze stalową bransoletą i srebrną obwódką za 1699 zł. Najtańsze wersje Watch GT 4 kosztują 1099 zł i funkcjonalnie są identyczne z najdroższymi.

    Większy model ma ośmiokątny kształt koperty, który widzimy w serii Watch GT po raz pierwszy. Bransoleta z nierdzewnej stali 316L została tak zaprojektowana, że sprawia wrażenie jednej całości z kopertą. Jej rozmiar można łatwo zmienić usuwając ogniwa mocowane na teleskopach. Od spodu bransolety znajduje się wystający element, który pozwala rozpiąć bransoletę bez użycia narzędzi. Damska wersja ma taki sam system regulacji, ale koperta jest całkowicie okrągła, węższa i ze złotymi akcentami na krawędziach.

    Zastosowanie bransolety z jednej strony uniemożliwia ładowanie zegarków na dowolnej ładowarce indukcyjnej, ale z drugiej dodaje elegancji. Huawei jako jedyny producent smartfonów ma w ofercie smartwatche zaprojektowane pod kątem garnituru czy wieczorowej sukni, a nie sportu.

    Bez względu na wersję każdy Watch GT 4 ma wbudowany głośnik i mikrofon, jest wodoszczelny według norm IP68 oraz 5 ATM i może pracować w zakresie temperatur od -20 do +45 stopni Celsjusza. Koperta wersji 46 mm waży 48 gramów, a wersji 41 mm 37 gramów. Testowane egzemplarze z bransoletą ważą odpowiednio 136 i 88 gramów, a więc znacznie więcej. Dla osób często uprawiających sport dodatkowy pasek z fluoroelastomeru będzie zdecydowanie wygodniejszy.

    Do obsługi zegarka, tak jak w starszych modelach, służą dwa przyciski, jeden spełniający dodatkowo funkcję obrotowej korony pozwalającej przewijać treść na ekranie.

    Huawei Watch GT 4 w wersji z bransoletą prezentuje się elegancko i stylowo. Jest też wygodny.

    Wyświetlacz

    Bez względu na wybrany rozmiar, rozdzielczość ekranu w Watch GT 4 to 466 x 466 pikseli. Panel jest wykonany w technologii AMOLED. Ekran w wersji 46 mm ma przekątną 1,43 cala, a w wersji 41 mm przekątna to 1,32 cala. Wyświetlacz niezależnie od wielkości jest jasny, kontrastowy i czytelny również w słońcu. Wraz z nowymi wersjami zegarków Huawei przygotował 12 nowych tarcz zaprojektowanych specjalnie z myślą o dopasowaniu do designu Watch GT 4. Dopracowane zostały również wersje AOD, które mają teraz więcej elementów i bardziej przypominają tarcze na aktywnym ekranie.

    Specyfikacja, system i funkcje

    Watch GT 4 jest wyposażony w czujniki: przyspieszenia, głębokości i temperatury, żyroskop, akcelerometr, optyczny pomiar tętna i barometr. Z telefonem komunikuje się za pomocą Bluetooth 5.2 i ma wbudowany moduł NFC. Większa wersja 46 mm otrzymała dwuzakresową lokalizację składającą się z pięciu systemów: GPS, Glonass, Galileo, BeiDou i QZSS. To obecnie najdokładniejsza forma lokalizacji, której także nie ma w Samsungu.

    Zegarki działają pod kontrolą systemu HarmonyOS 4.0. Jedną z zalet tego rozwiązania jest bardzo dobra płynność działania. Nie zaobserwowałem żadnych momentów zamyślenia czy niepłynnej animacji, która w wielu konkurencyjnych zegarkach się przytrafia.

    Pod względem funkcjonalności Huawei trzyma się sprawdzonej formuły – skupia się na funkcjach monitorujących zdrowie i sport. Fundament pozostał ten sam także w nowych modelach. Jest jednak kilka nowych funkcji i udoskonaleń. Algorytm odpowiedzialny za monitorowanie pulsu, natlenienia krwi i stresu został zaktualizowany do wersji TruSeen 5.5+. Algorytm monitorujący sen TruSleep 3.0 dobrze radzi sobie z drzemkami w ciągu dnia. Nową funkcją jest monitorowanie oddechu w trakcie snu i pomoc w wykrywaniu bezdechu sennego. Ulepszono także monitorowanie cyklu menstruacyjnego. Inną nowością jest funkcja „W formie”, która pozwala zaplanować utratę masy ciała. Wprowadzamy swoją wagę, wagę docelową którą chcemy osiągnąć oraz decydujemy się na tempo zrzucania kilogramów. Zegarek zaproponuję dzienną liczbę spożytych kalorii z podziałem na posiłki, a wprowadzanie danych o spożytych posiłkach na smartfonie pozwala utrzymać deficyt kaloryczny. Nie zdążyłem przetestować efektów w praktyce, ale nowa funkcja „W formie” wygląda obiecująco. Podejrzewam, że więcej użytkowników smartwatchy jest zainteresowanych schudnięciem, niż uprawianiem sportu dla samego poprawiania swoich osiągów.

    Reszta funkcji, takich jak informacja o pogodzie, godzina wschodu i zachodu słońca, sterowanie odtwarzaniem muzyki, zdalne wyzwalanie migawki, odbieranie połączeń, barometr i kompas, sklep z tarczami i sklep z aplikacjami znamy z wcześniejszych modeli. Stosunkowa nowość wprowadzona w Watch 4 Pro to nowe widżety zawierające więcej skrótów i informacji. Są dobrze zaprojektowane i dają znacznie więcej możliwości niż wcześniejsze umieszczenie pojedynczej informacji na całym ekranie.

    Niestety Huawei nie rozwiązał, czy może nie mógł rozwiązać żadnego z kluczowych problemów dotyczących jego zegarków. Chociaż jest aplikacja portfel, w naszym regionie nadal nie są obsługiwane płatności zbliżeniowe. Aplikacja zdrowie nie jest dostępna w sklepie Google Play, trzeba ja pobrać jako plik APK i odblokować funkcję instalowania aplikacji z nieznanych źródeł. Dla większości użytkowników to po prostu trochę mniej wygodne rozwiązanie, ale osoby korzystające z rozszerzonej ochrony konta Google lub mające telefon służbowy z narzuconymi korporacyjnymi ograniczeniami są całkiem wykluczeni z możliwości zainstalowania programu koniecznego do korzystania z zegarka.

    Na Androidzie 13 nie można po prostu uaktywnić powiadomień na zegarku, najpierw trzeba tę opcję odblokować w innym, trudnym do znalezienia menu. Trzeba mieć świadomość, że w przypadku konkurencji tych dodatkowych wyzwań nie doświadczymy. Nie ma też swobodnego odpisywania na powiadomienia, a asystent głosowy jest zarezerwowany dla urządzeń z EMUI 10.1, a więc telefonów Huawei.

    Bateria

    Huawei w serii Watch GT ma określony standard, którego się trzyma na przestrzeni kolejnych modeli. Większa wersja 46 mm działa do 14 dni, a mniejsza 41 mm do 7 dni. Głównym czynnikiem wpływającym na czas działania będzie GPS i jak często oraz jak długo z niego korzystamy. Pojemność baterii to odpowiednio 524 mAh oraz 323 mAh. Ładowanie od zera do pełna zajmuje godzinę i 40 minut. To właśnie długi czas pracy jest jedną z kluczowych zalet zegarków Huawei. Jest wielokrotnie dłuższy niż u Samsunga i Apple, chociaż kosztem funkcjonalności.

    Podsumowanie

    Huawei konkuruje na rynku wearables na dwa sposoby – z jednej strony oferuje zróżnicowane portfolio produktów, od tanich do ekskluzywnych, ale też nietypowych i jedynych w swoim rodzaju jak Watch Buds czy Watch D. Z drugiej wyróżnia się tymi cechami, które w przypadku Samsunga i Apple są słabościami – długim czasem pracy na baterii, szerokim wachlarzem dostępnego designu, w tym damskimi wersjami oraz modelami nastawionymi na elegancję, nie na sport. To wszystko przy zachowaniu rozsądnej ceny w przypadku Watch GT 4 od 1099 do 1699 zł za najbardziej prestiżowe opcje.

    Dla osób, które nie potrzebują płatności zbliżeniowych w zegarku i cenią długi czas pracy na baterii to Huawei Watch GT 4 jest faktycznie atrakcyjną propozycją, dla której brakuje bezpośredniej konkurencji ze strony Samsunga i Apple. Jeśli naszym priorytetem jest monitorowanie snu, tętna, lepsze zarządzanie swoim zdrowiem, to ładowanie zegarka raz na 14 dni jest dużo istotniejszą zaletą niż pozostałe cechy smartwatchy. Uważam, że w podejściu Huawei jest metoda, którą doceni znaczna część klientów. Mam jednak nadzieję, że nadejdzie czas, w którym aplikacja zdrowie będzie dostępna w sklepie Play, a płatności NFC zaczną działać. Wówczas oferta Huawei stanie się jeszcze atrakcyjniejsza i będzie można polecać ją bez zastrzeżeń.

  • Motorola edge 40 neo – takie robi zdjęcia

    Gwiazdą wśród czterech nowo zaprezentowanych smartfonów Motoroli jest edge 40 neo. To jednocześnie najtańszy model z serii edge – kosztuje 1899 zł, ale też najdroższy z nowo zaprezentowanych modeli smartfonów. Wyróżnia go przede wszystkim atrakcyjny design wykończony ekoskórą i kolorami opracowanymi we współpracy z Pantone, zakrzywiony na rogach ekran pOLED z odświeżaniem 144 Hz, uszczelnienie obudowy z najwyższa normą IP68 i bateria 5000 mAh z szybkim 68W ładowaniem.

    Motorola edge 40 neo ma dwa aparaty z tyłu i jeden z przodu – prosty, konkretny zestaw, bez marketingowych wypełniaczy. Smartfon nagrywa także wideo 4K ze stabilizacją.

    • Główny aparat o rozdzielczości 50 megapikseli, z jasnością obiektywu F/1.8, stabilizacją optyczną i ustawianiem ostrości Omni-directional PDAF
    • Aparat szerokokątny o rozdzielczości 13 megapikseli, z jasnością obiektywu F/2.2, z mechanizmem ustawiania ostrości, spełniający także rolę aparatu makro
    • Przedni aparat o rozdzielczości 32 megapikseli, o jasności obiektywu F/2.4

    Można już zapoznać się z naszymi pierwszymi wrażeniami dotyczącymi Motoroli edge 40 neo. Możemy zdradzić, że choć wydajność Motoroli nie jest najwyższa w jej kategorii cenowej, to telefon zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Oferuje doświadczenie korzystania dobrze dopracowanego produktu, na którym można z przyjemnością zawiesić oko. Motorola zrobiła w ostatnim czasie duże postępy i coraz lepiej radzi sobie w wyższych segmentach smartfonów.

    Przykładowe zdjęcia:

  • Motorola edge 40 neo – nasze pierwsze wrażenia

    Seria Motorola edge składa się z trzech modeli smartfonów. W przypadku poprzedniej generacji oznaczonej symbolem 30 wszystkie trzy smartfony zostały zaprezentowane w jednym dniu. Inaczej było z najnowszą serią o symbolu 40 - najpierw poznaliśmy najwyższy model Edge 40 pro, który debiutował w kwietniu, a chwilę później, bo w maju edge 40. Na premierę najtańszej wersji edge 40 neo przyszło nam poczekać aż do września. Mamy ten telefon od kilku dni w rękach i można śmiało powiedzieć, że Motorola zmierza w dobrym kierunku. O ile w tanich telefonach Motorola zawsze dobrze się odnajdywała, to modele z drugiej połowy średniej półki oraz najdroższe stanowiły dla producenta wyzwanie. Teraz widać, że należąca do Lenovo Motorola nabiera wiatru w żagle i z generacji na generację telefony są coraz lepiej dopracowane. Dobrym przykładem jest Motorola edge 40 neo kosztująca 1899 zł, ale sprawiające wrażenie droższej.

    Design

    Motorola edge 40 neo jest dostępna w trzech kolorach i dwóch materiałach wykończenia obudowy. Wersja czarna (Steel gray) ma lekko matowe plecki z akrylu, za to Soothing sea oraz Caneel bay są wykończone ekoskórą. Wszystkie kolory zostały opracowane przy współpracy z Pantone. Obie wersje z ekoskóry prezentują się na żywo bardzo atrakcyjnie, zwłaszcza wersja Caneel bay, którą dostaliśmy do testów. Na obudowie w ogóle nie widać śladów po dotyku, nie jest śliska i wyróżnia się na tle rynku.

    Zakrzywione krawędzie ekranu dodają konstrukcji lekkości i pasują do tego designu. Podoba mi się również, że na obudowie są tylko dwa obiektywy, bez sztucznych wypełniaczy. W przypadku edge 40 neo także wygląd ekranu blokady, tapeta i elementy systemowe sprawiają wrażenie wyjątkowo spójnych z designem telefonu. Edge 40 neo to jeden z najładniejszych smartfonów ze średniej półki.

    Motorola ma głośniki stereo, najwyższą normę uszczelnienia IP68 oraz skuteczny czytnik linii papilarnych pod wyświetlaczem. Fizyczne przyciski mają przyjemny, wyczuwalny klik. Telefon dobrze leży w dłoni. Za to rama telefonu jest wykonana z chromowanego tworzywa.

    Wyświetlacz

    Ekran moto ma przekątną 6,55 cala, jest wykonany w technologii pOLED, ma rozdzielczość FHD+ 2400 x 1080 pikseli. Panel obsługuje HDR10+ oraz 144 Hz, jest 10 bitowy, jego proporcje to 20:9, a maksymalna jasność wynosi 1300 nitów. To bardzo dobry wyświetlacz, który pasowałby równie dobrze do smartfonu z wyżej półki i obok designu stanowi kluczową zaletę edge 40 neo. Ma świetne kąty widzenia, nasycone, atrakcyjne kolory i jest wystarczająco jasny. Chociaż zakrzywienie jest coraz mniej popularne, to do tego modelu po prostu wizualnie pasuje.

    Specyfikacja i system

    Motorola jest wyposażona w procesor MediaTek Dimensity 7030 i w Polsce jest dostępna w jednej konfiguracji pamięci – 12 GB RAM oraz 256 GB ROM. Jest to nowy średniopółkowy procesor Mediateka, który swoją premierę miał 2 miesiące temu. Obsługuje 5G do 5,5 Gbps. W naszym wypadku benchmark Antutu miał problem z pomiarem wydajności GPU i wynik 440 tysięcy punktów jest najprawdopodobniej z tego powodu zaniżony. W praktyce powinien on być bliższy 550 tysiącom punktów. Mimo wszystko to mniej więcej połowa wydajności o 100 zł droższego POCO F5. Mamy więc do czynienia z nowoczesnym, ale niekoniecznie najszybszym procesorem. Muszę jednak podkreślić, że w dość krótkim czasie obcowania z telefonem Motorola działała całkowicie płynnie, co w połączeniu z wyświetlaczem 144 Hz sprawia bardzo dobre wrażenie w codziennym użytkowaniu.

    Smartfon jest wyposażony pakiet najnowszych standardów łączności: sub-6, Wi-Fi 6E 5 i 6 GHz, Bluetooth 5.4 i NFC. Jest też komplet czujników oraz lokalizacja za pomocą GPS, LTEPP, SUPL, Glonass i Galileo​.

    Edge 40 neo działa na Androidzie 13 z zabezpieczeniami z lipca. Motorola może pochwalić się wyjątkowo starannym dobraniem motywu kolorystycznego, domyślnej tapety i nowoczesnym wyglądem autorskich aplikacji. Im nowszy model, tym dopracowanie detali jest na wyższym poziomie. Neo już po pierwszym uruchomieniu sprawia wrażenie nowoczesnego, dopracowanego smartfonu. Aplikacja Moto zawiera wszystko co potrzebne, w tym aplikację Moto Secure i obsługę do gestów. Łączność z zewnętrznym wyświetlaczem za pomocą Ready For jest w tym modelu bezprzewodowa.

    Aparaty

    Motorola ma dwa aparaty z tyłu i jeden z przodu – prosty, konkretny zestaw, bez marketingowych wypełniaczy.

    • Główny aparat o rozdzielczości 50 megapikseli, z jasnością obiektywu F/1.8, stabilizacją optyczną i ustawianiem ostrości Omni-directional PDAF
    • Aparat szerokokątny o rozdzielczości 13 megapikseli, z jasnością obiektywu F/2.2, mechanizmem ustawiania ostrości, spełniający także rolę aparatu makro
    • Przedni aparat o rozdzielczości 32 megapikseli, o jasności obiektywu F/2.4

    Jakość zdjęć z edge 40 neo jest na dobrym poziomie, odpowiednim dla średniej półki. W niektórych sytuacjach rozpiętość tonalna mogłaby być większa. Zdjęcia nocne są dobre, ale można znaleźć na rynku lepsze. Ostateczny szlif fotograficzny to moim zdaniem ostatni kamień milowy do pokonania przez Motorolę, zanim dołączy do ścisłego grona najlepszych producentów smartfonów, także tych z wyższej półki. Pomijając jednak najbardziej wymagające sytuacje aparat Motoroli sprawdza się dobrze, potrafi zrobić atrakcyjne zdjęcia portretowe z rozmytym tłem, nie gubi ostrości i zapewne będzie satysfakcjonujący dla większości użytkowników.

    Edge 40 neo nagrywa wideo w 4K i w tej rozdzielczości działa skuteczna stabilizacja cyfrowa. Nie ma jednak możliwości przełączania się pomiędzy aparatami w trakcie nagrywania.

    Bateria

    Neo ma baterię o pojemności 5000 mAh i szybkie 68W ładowanie. Producent twierdzi, że naładujemy baterię w połowie w ciągu 15 minut. Jeszcze nie mieliśmy okazji tego sprawdzić. Wiemy natomiast, że na jednym ładowaniu z jasnością ekranu ustawioną na połowę Motorola może strumieniować wideo przez około 19 godzin. To dobry wynik, zapewniający komfort i bezpieczny zapas, zwłaszcza w połączeniu z szybkim ładowaniem.

    Podsumowanie

    Motorola edge 40 neo to bardzo udany smartfon ze średniej półki, który można polecić każdemu, dla kogo wydajność nie jest jedynym priorytetem. Wrażenia płynące z użytkowania tego telefonu są bliskie smartfonom z wyższej półki. Szczególną uwagę zwraca design, jasny wyświetlacz pOLED z odświeżaniem 144 Hz, system z dopracowaną stroną wizualną, uszczelnienie obudowy IP68 i dobry czas pracy na baterii z szybkim ładowaniem. W cenie 1899 zł to atrakcyjny zestaw zalet.

    Odrobinę poniżej średniej wyznaczonej przez te udane elementy jest aparat i wydajność procesora. Nie rozczarowują, ale znacznie łatwiej znaleźć na rynku mocnego konkurenta w tych dziedzinach niż inny równie ładny telefon. Dla przykładu POCO F5 ma prawie dwukrotnie wydajniejszy procesor w zbliżonej cenie, jednak jakość wykonania obudowy, wyświetlacz, czy nawet niektóre cechy aparatów nie dorównują trochę tańszej Motoroli.

    Dodatkowo Motorola uruchomiła program Trade in w którym dostaniemy dodatkowe 300 zł do wyceny naszego starego telefonu.

  • realme C51 – nasze pierwsze wrażenia – jest ładny i bardzo tani

    realme C51 to kolejny model z popularnej, taniej serii tego chińskiego producenta. Jest dostępny w sklepie realme od tego tygodnia. C51 kosztuje 699 zł (w promocji 599 zł), C53 799 zł, a C55 949 zł. Z testami modeli C53 i C55 możecie zapoznać się tutaj i tutaj.

    C51 jest niemal klonem droższego o 100 zł smartfonu C53. Różnice pomiędzy tymi dwoma telefonami są naprawdę niewielkie. realme stara się nimi zdominować rynek najtańszych urządzeń. Pomysłem na to jest oczywiście niska cena, tanie komponenty, ale jednocześnie design, który sugeruje, że urządzenie jest znacznie droższe. Najtańsze realme z serii C mają przypominać najdroższe smartfony Apple i chyba ten pomysł podoba się klientom w Polsce. Nie bez znaczenia jest także to, że w komplecie z telefonem otrzymujemy ładowarkę i gumowe etui – nie musimy więc tych gadżetów dokupować.

  • Xiaomi Redmi 12 – nasze pierwsze wrażenia

    Po dwóch latach przerwy od premiery Redmi 10 Xiaomi zaprezentowało jego następcę – Redmi 12. Specyfikacja jest podobna do starszego modelu - po dwóch latach mamy wciąż ten sam procesor, tę samą baterię, szybkość ładowania oraz aparaty o takiej samej specyfikacji. Ekran zyskał większą przekątną, pojawiła się norma uszczelnienia i nowa niższa cena. Starszy model Redmi 10 kosztował 999 zł za wersję 4/128, a nowszy Redmi 12 kosztuje już tylko 649 zł w oficjalnym sklepie Xiaomi.

  • Sony WF-1000XM5 – test flagowych słuchawek TWS od Sony

    Po dwóch latach przerwy Sony wypuściło na rynek nową wersję swoich flagowych dokanałowych słuchawek TWS z ANC - Sony WF-1000XM5. Ostatnia cyfra w nazwie oznacza generację, a więc to już piąta odsłona flagowych słuchawek od japońskiego producenta. Tym razem mają nowy procesor, więcej mikrofonów, mniejszy rozmiar i ulepszoną redukcję szumów. Sony jest znany szczególnie ze skuteczności redukcji szumów i pod tym względem długo rywalizował wyłącznie z BOSE, zanim reszta rynku ocknęła się z letargu. Oczekiwania wobec nowych słuchawek są duże zarówno z powodu samej marki, jak i wysokiej ceny. Sony WF-1000XM5 kosztują aż 1399 zł i są jednymi z najdroższych słuchawek TWS na rynku.

  • Samsung Galaxy Z Fold 5 – test najlepszego składaka dostępnego w Polsce

    Samsung jest prekursorem składanych smartfonów. Nazwy Flip i Fold zostały zaadaptowane przez całą branżę. Teraz mamy w naszych rękach piątą generację Galaxy Folda. To najbardziej zaawansowany i najdroższy telefon w ofercie koreańskiego producenta. Podstawowa wersja kosztuje 8799 zł, a z największą pamięcią 10399 zł.

    Mimo, że konkurencja ze strony chińskich producentów jest coraz większa to większość tych modeli wciąż pozostaje niedostępna w Europie. Samsung Galaxy Z Fold 5 to też jedyny składany smartfon oferujący wodoszczelność i obsługę rysika.

    W Fold 5 największą zmianą jest nowy zawias oraz nowy procesor. Poza tym sprzęt jest podobny do starszej generacji. Długość i jakość wsparcia Samsunga dla oprogramowania sprawia, że mimo aż nazbyt konserwatywnego podejścia do zmian, to wciąż najlepszy wybór wśród składaków na rynku.

  • Samsung Galaxy Z Flip 5 - nasza recenzja

    Składaki Samsunga są wyraźnie podzielona na 2 linie: Flip Fold. Seria Flip to smartfonowa biżuteria, w której design jest ważniejszy od ergonomii. Fold to taki składany Note dla osób, które chcą „pracować na smartfonie”. Flip nie jest smartfonem, z którego korzysta się wygodniej niż z serii S23. Nie jest też smartfonem fotograficznym. Nie ma najlepszej baterii, a także nie jest najbardziej wytrzymały, choć Klawiter w swoim ostatnim teście udowodnił, że zawias i ekran nie mają się czego wstydzić. Samsung Galaxy Z Flip 5 to smartfon zabawny, ładny, ciekawy, odkrywczy i coraz bardziej dopracowany. W tym roku nowe modele wszystkich producentów stanowią spokojną ewolucję swoich zeszłorocznych poprzedników. W przypadku Flipa 2023 jest podobnie, choć dwie zmiany są całkiem znaczące. W tym roku Flip zaczął się bowiem wreszcie zamykać „na płasko” i ma większy zewnętrzny ekran, który teraz do czegoś już się nadaje. Nadal nie zmieniono proporcji ekranu wewnętrznego, który jest często krytykowany za to, że jest po prostu za wąski.

  • Xiaomi Pad 6 versus Pad 5 – nasz test jeszcze lepszego tabletu z Androidem

    Rynek tabletów się kurczy i jest mocno podzielony. Sporo jest modeli najtańszych, ale jest też wiele bardzo drogich, takich jak iPad Pro i Samsung Galaxy Tab S9, których ceny dochodzą do 10 tysięcy złotych. Sam szukałbym tabletu ze średniej półki, który nada się do gier mobilnych i multimediów. Dotąd jedną z najlepszych ofert tego typu był Xiaomi Pad 5, którego sam zdecydowałem się kupić. Teraz w nasze ręce trafił jego następca - Xiaomi Pad 6. Wprowadza on to czego można oczekiwać po nowszym modelu – mocniejszy procesor, wyższą rozdzielczość wyświetlacza i nowsze standardy komunikacji. Przyjrzyjmy mu się z bliska.

  • Galaxy Watch 6 Classic versus poprzednie edycje – nasze porównanie najnowszych zegarków Samsunga

    Wraz z prezentacją nowych składanych telefonów, Samsung pokazał także szóstą generację swojego smartwatcha. W nasze ręce trafiła największa i najbardziej rozbudowana wersja zegarka Samsung Galaxy Watch 6 Classic LTE o średnicy 47 mm. Taki zegarek kosztuje 2299 zł.

    Zegarki z serii Galaxy Watch oferują wiele różnych usług, zwłaszcza w połączeniu z Samsungami. Wysoka wszechstronność ma jednak swoją cenę - skraca czas pracy na baterii.

    Warto również zauważyć, że od czasu premiery Galaxy Watch 4, kolejne dwie generacje wprowadziły niewiele nowości. Podobnie jak w przypadku składanych telefonów, formuła pozostaje niemal identyczna. W rezultacie ci, którzy już posiadają zegarki z serii Galaxy Watch i są z nich zadowoleni, mogą nie mieć wielu powodów do przejścia na nowszą wersję. Pomimo tego, Galaxy Watch 6 Classic wciąż pozostaje jednym z najlepszych smartwatchy na rynku, zwłaszcza dla użytkowników telefonów Samsung.

    Co nowego w Watch 6?

    • Większy wyświetlacz z węższą ramką
    • Dwukrotnie wyższa jasność maksymalna wyświetlacza
    • Powrót obrotowej korny w wersji Classic
    • Nowy, łatwiejszy sposób odczepiania paska
    • Większa bateria (w porównaniu do Watch 4 Classic, nie Watch 5 Pro)
    • Aktualizacja oprogramowania do Wear OS 4 i One UI 5 Watch
    • Więcej wskaźników dla pomiarów snu
    • Nowy ekran podczas snu
    • Powiadomienia o nieregularności bicia serca
    • Automatyczne wyznaczanie stref tętna

    Funkcje zarezerwowane dla użytkowników telefonów Samsunga

    • Prostsza i trwająca krócej konfiguracja (różnica jest znacząca)
    • Pomiar EKG
    • Powiadomienia o nieregularnym rytmie serca
    • Monitorowanie ciśnienia krwi (po kalibracji z tradycyjnym ciśnieniomierzem)

    Wersje i różnice

    Decydując się na zegarek Galaxy Watch 6 wybieramy:

    • Czy chcemy wersję zwykłą, czy Classic z obrotowym pierścieniem
    • Jeden z dwóch rozmiarów – 40 lub 44 mm dla wersji zwykłej oraz 43 lub 47 mm dla wersji Classic
    • Wersję WiFi lub LTE z eSIM
    • Kolor koperty – w przypadku Classic koperta jest srebrna lub czarna

    Design

    Wygląd Galaxy Watch 6 Classic jest bardzo zbliżony do modelu Watch 4 Classic. Kształt koperty oraz układ przycisków pozostały bez zmian, podobnie jak normy uszczelnienia - IP68, 5 ATM oraz MIL-STD-810H. Koperta wciąż jest wykonana ze stali nierdzewnej. Wersja Classic nie oferuje opcji tytanowej dostępnej w modelu Watch 5 Pro. Szósta generacja wykorzystuje szkło szafirowe do ochrony ekranu, odziedziczone po piątej generacji, w przeciwieństwie do szkła Gorilla Glass DX z czwartej generacji.

    Porównując czwartą i szóstą generację obok siebie, można dostrzec, że ramki ekranu oraz obudowa stały się nieco węższe w najnowszej wersji, choć różnica ta jest raczej subtelna. Cieszy fakt powrotu obrotowej korony, która w piątej generacji była niedostępna. Przewijanie ekranu przy użyciu korony jest teraz bardziej satysfakcjonujące. Sam mechanizm oraz mechaniczny klik korony zostały ulepszone, co przełożyło się na większą precyzję w porównaniu do czwartej Classica.

    Wersja Classic charakteryzuje się wystającym rantem ponad powierzchnię ekranu, który pełni rolę ochrony dla szkła. Podczas testów wielokrotnie stukałem tą część zegarka i potwierdzam, że spełnia ona swoje zadanie. Zwykła wersja Galaxy Watch nie posiada tego charakterystycznego rantu, co czyni ją bardziej podatną na zarysowania.

    Watch 6 otrzymał nowy pasek Hybrid Eco-Leather Band, który poza standardowym mocowaniem na teleskop posiada także przycisk ułatwiający demontaż. Pomimo tego, że pasek pozostaje wyściełany elastomerem od spodu, jego wierzchnia strona ma imitować skórę z widocznym przeszyciem.

    Galaxy Watch ma wbudowany głośnik i mikrofon, jak w poprzednich wersjach, można więc odbierać połączenia, korzystać z dyktafonu i dyktować tekst.

    Wyświetlacz

    Jedną z kluczowych zmian w szóstej generacji jest nowy ekran. Przekątna ekranu wzrosła z 1,4 do 1,5 cala, a jego rozdzielczość z 450x450 do 480 x 480 pikseli. Ekran jest wykonany w technologii Super AMOLED. Jasność wyświetlacza została podniesiona z 1000 do 2000 nitów, co umieszcza go na równi z najjaśniejszymi wyświetlaczami dostępnymi na rynku. Poprawia to czytelność w bezpośrednim świetle słonecznym.

    Pewnym rozczarowaniem jest, że Samsung nie zdecydował się ma zastosowanie technologii LTPO pozwalającej obniżać częstotliwość odświeżania i tym sposobem wydłużyć żywotność baterii. Huawei ma już LTPO w swoich najnowszych modelach Watch 4 Pro i Watch Ultimate.

    Większość dostępnych tarcz zegarka jest już znana z wcześniejszych generacji. Z jednej strony użytkownicy mają możliwość wybrania ulubionej tarczy niezależnie od wersji zegarka, którą posiadają. Jednak z drugiej strony można by oczekiwać, że Samsung przygotowałby więcej nowych, świeżych rozwiązań tarcz na premierę, by dostarczyć bardziej zróżnicowaną ofertę dla użytkowników.

    Specyfikacja, system działanie

    Samsung po raz pierwszy od dwóch generacji zmienił procesor i pojemność RAM. Zarówno czwarta jak i piąta generacja korzystały z procesora Exynos W920 i 1,5 GB RAM. Galaxy Watch 6 ma nowszy procesor Exynos W930 o wyższym taktowaniu zegara oraz 2 GB RAM. Według producenta nowy procesor jest o 18% wydajniejszy. Pojemność pamięci na aplikacje i muzykę się nie zmieniła – nadal mamy 16 GB, z czego wolnej pamięci jest 7 GB.

    Zaktualizowany został także Bluetooth do wersji 5.3, ale WiFi n, LTE i zestaw standardów lokalizacji pozostał bez zmian - GPS, Glonass, Beidou i Galileo. O ile szybsze WiFi czy 5G w zegarku nie ma praktycznego znaczenia, to konkurencja poszła mocno do przodu, jeśli chodzi o system lokalizacji, oferując możliwość jednoczesnego korzystania z wielu systemów, a także automatycznego dostosowywania precyzji do warunków. U Samsunga od 3 generacji i 3 lat bez zmian.

    Funkcje pomiaru parametrów zdrowotnych pozostały w większości bez zmian. Podobnie jak w dwie generacje starszym Watch 4 Classic mamy:

    • Ciągłe monitorowanie tętna
    • Ciągłe monitorowanie natlenienia krwi
    • Ciągłe monitorowanie stresu
    • Analizę składu ciała
    • Pomiar EKG - tylko z telefonami Samsunga
    • Pomiar ciśnienia – po skalibrowaniu z ciśnieniomierzem i tylko z telefonami Samsunga

    Z piątej generacji Samsung zachował pomiar temperatury skóry, który obecnie jest wykorzystywany tylko podczas snu i do śledzenia cyklu miesiączkowego.

    Jedyne nowości dostępne tylko na szóstej generacji to automatyczne wyznaczanie stref tętna, powiadamianie o nieregularnym biciu serca i nieznacznie rozbudowana analiza snu z możliwością przypisania użytkownikowi określonej charakterystyki spania symbolizowanego przez zwierzę. Podobne rozwiązanie wprowadził wcześniej Fitbit.

    Sądzę, że wielu użytkowników oczekiwałoby większej liczby nowych funkcji, które inni producenci najczęściej zapewniają. Huawei ma zegarek do nurkowania, do pomiaru ciśnienia, a także z wbudowanymi słuchawkami. Garmin ciągle intensywnie rozwija funkcje sportowe, wydłuża czas pracy na baterii, zwiększa precyzję lokalizacji. Apple stworzył nową kategorię Watch Ultra z komputerem nurkowym i kilkoma dodatkowymi funkcjami. W przypadku Samsunga różnice między czwartą, piątą i szóstą generacją są niewielkie.

    Nie zmienia to jednak faktu, że integracja Galaxy Watch z telefonami Samsunga jest bezkonkurencyjna, a funkcji jest naprawdę wiele. To jeden z nielicznych zegarków w świecie Androida, który pozwala na swobodne odpisywanie na powiadomienia. Możliwe jest także zdalne sterowanie aparatem z podglądem kadru na zegarku, możliwością wybrania punktu ustawienia ostrości i pomiaru ekspozycji, przełączeniem się pomiędzy trybem zdjęć i wideo oraz regulacją zoom za pomocą pierścienia. Synchronizuje się też tryb nie przeszkadzać, jeśli ustawimy go na telefonie.

    Galaxy Watch 6 Classic automatycznie wykrywa spacer, bieganie, jazdę na rowerze czy pływanie i robi to naprawdę dobrze. Dodatkowo, choć nowy procesor nie jest dużo szybszy niż w poprzednich generacjach, moim zdaniem Watch 6 działa zauważalnie płynniej od czwartej generacji.

    Bateria

    Czas działania na baterii to dla mnie największy minus w porównaniu z zegarkami Garmin, które mają trochę miej funkcji smart, ale potrafią działać nawet 40 razy dłużej i to z zawsze włączonym ekranem.

    Watch 6 Classic w rozmiarze 47 mm ma baterię o pojemności 425 mAh. Jest ładowany bezprzewodowo i ma w zestawie magnetyczną ładowarkę z kablem USB C na końcu.

    Samsung obiecuje 30 godzin działania z zawsze włączonym ekranem i 40 godzin z wygaszonym ekranem wybudzanym gestem. W praktyce oznacza to, że korzystając z AOD ładujemy zegarek codziennie, tuż przed pójściem spać, najpóźniej tuż po obudzeniu, a jeśli mamy wyłączony AOD, to wówczas możemy go ładować co półtora dnia, czyli np. po południu dnia następnego. To wszystko przy normalnym użytkowaniu i z najwyżej kilkudziesięcioma minutami korzystania z GPS.

    Rozumiem z czego to wynika, ale po przesiadce z Garmina, którego ładuję raz w miesiącu i mam zawsze włączony ekran to bolesna zmiana. Zegarek Samsunga czasem trzeba ładować częściej niż telefon.

    Podsumowanie

    Samsung Galaxy Watch 6 Classic nadal pozostaje jednym z najlepszych smartwatchów na platformie Android i jest idealnym zegarkiem do połączenia z telefonem Samsunga. Producent zdaje się zdawać sobie sprawę, że sprawdzona formuła cieszy się uznaniem i nie zamierza znacząco jej modyfikować. Chociaż zmiany są subtelne, wprowadzają ulepszenia zwiększające komfort użytkowania, takie jak płynniejsza praca, większy i jaśniejszy ekran, łatwiejszy do odłączenia pasek oraz nowa funkcja automatycznego wyznaczania stref tętna. Trudno też znaleźć zegarek, który miałby więcej smart-funkcji. Parowanie w ekosystemie Samsunga jest szybkie i dopracowane.

    Niemniej jednak, istnieją pewne aspekty, które pozostają bez zmian przez trzy generacje, mimo możliwości ich usprawnienia od samego początku. Najbardziej dotkliwy jest zbyt krótki czas pracy na baterii, który powoduje, że zegarek trzeba ładować codziennie. W drugiej kolejności jest system lokalizacji, któremu brakuje trybu multiband dostępnego u konkurencji od przynajmniej dwóch generacji. Brak "killer feature", który jednoznacznie wyróżniałby Watch 6 spośród wcześniejszych generacji i skłonił do zakupu, stanowi trzeci problem. Samsung przegonił Apple pod kątem konserwatywnego podejścia do zmian w swoich produktach. Apple ma przecież Ultrę zdecydowanie odróżniającą się od zwykłego Watch 8. Tymczasem do Samsunga wrócił obrotowy pierścień z czwartej generacji.

  • Takie zdjęcia robi najnowszy Samsung Galaxy Z Flip5

    Flip nie jest smartfonem fotograficznym, tylko smartfonem „fashion”, ale całkiem dobrze radzi sobie ze zdjęciami. Oto kilka przykładowych fotografii z naszego testowego Galaxy Z Flip5.

    Do dyspozycji mamy 2 aparaty z tyłu obudowy oraz aparat do selfie.

    Te dwa aparaty to odpowiednio:

    • 12 MP (główny, F1.8), Dual Pixel, wielkość piksela1.8µm, OIS
    • 12 MP (ultraszerokokątny, F2.2), 123°, wielkość piksela 1.12 µm

    Kamera selfie to: 10 MP FF (F2.4),wielkość piksela1.22µm

    Największą wadą tej konfiguracji jest brak teleobiektywu, czyli przynajmniej 3 krotnego powiększenia.

  • OPPO Reno10 Pro 5G – test średniopółkowego smartfonu dla wymagających

    Zaprojektowanie telefonu z końca średniej półki wymaga podjęcia trudnych decyzji. Nie można kierować się wyłącznie ceną, jak na najniższej półce, ani dać wszystkiego co najlepsze, jak na najwyższej półce. Pojawia się pytanie, które cechy w smartfonie za 3 tysiące złotych są dla użytkownika naprawdę istotne? Firma OPPO odpowiedziała na to pytanie modelem Reno 10 Pro, który kosztem wydajności skupia się na jakości aparatów, designie, szybkim ładowaniu i wyświetlaczu. Nie wszystkie decyzje producenta można łatwo zrozumieć i wytłumaczyć.

  • Honor Magic 5 Pro – test doskonałego flagowca

    Światowa premiera Honor Magic 5 Pro odbyła się w marcu. Do Polski telefon trafił niedawno, wraz z powrotem marki Honor na polski rynek. Honor Magic 5 Pro wzbudza zainteresowanie z wielu powodów. Przede wszystkim nie jest objęty embargiem technologicznym i ma 5G, najnowszy procesor Snapdragon 8 Gen 2, pamięć UFS 4.0 oraz usługi Google. Przez kilka miesięcy Honor zajmował pierwsze miejsce w rankingu DXOMARK, a obecnie znajduje się na podium, zajmując trzecią pozycję. Jest to także najlepsza propozycja dla fanów Huawei P30 Pro – ostatniego telefonu Huawei z usługami Google oraz dla tych, którym podoba się P60 Pro, ale nie chcą flagowca pozbawionego 5G i usług Google. Honor Magic 5 Pro kosztuje 5499 zł, chociaż są miejsca, gdzie można go kupić znacznie taniej. Wśród bezkompromisowych flagowców to wciąż akceptowalna cena w 2023 roku.

  • Honor 90 lite - nasze pierwsze wrażenia – dziś jego polska premiera

    Honor wszedł do Polski kilka tygodni temu prezentując głównie drogie modele za kilka tysięcy złotych. Teraz jego portfolio zaczyna bardziej pasować do polskiego rynku. Klienci mogą zamawiać Honora Magic 5 Lite za około 1200 zł, a teraz w sprzedaży ma być dostępny także najnowszy Honor 90 lite. W ofercie będą także jeszcze tańsze modele X8a, X7a i X6. Czym wyróżnia się nasz testowy 90 lite? W sumie to niczym. Po prostu ma wszystko czego oczekujemy od średniaka z 2023 r. Jest 5G, duży ekran (choć nie AMOLED), w miarę mocny procesor, duży RAM i pamięć oraz w miarę szybkie ładowanie. Szkoda, że bateria ma tylko 4500 mAh, a nie 5000 mAh, co jest teraz rynkowym standardem. Nie ma też już ładowarki.

    HONOR 9 lite ma swoją polską premierę dziś w Warszawie. Miesiąc wcześniej był pokazywany w Paryżu. Jego cena nie jest jeszcze znana, ale we Francji kosztuje on 300 euro, czyli około 1200 zł. 

  • Play Box TV – znacznie lepszy od poprzednika, a system punktowy ma sens

    Play Box TV to nowy flagowy dekoder telewizyjny sieci PLAY i UPC. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że zastępuje on dwa wcześniejsze dekodery: Play Box i Horizon UPC. Okazuje się jednak, że PLAY BOX nadal jest dostępny w najtańszych taryfach, a dekodery Horizon zapewne również są oferowane klientom, którzy do tej pory z nich korzystali, a np. ich dekoder uległ awarii.

    Play Box TV jest podobny do dekodera Play Box oferowanego przez fioletowego operatora od 2019 r. Nowy dekoder ma jednak inny kształt, a korzystanie z niego jest o niebo przyjemniejsze od tego, co pamiętamy z testów Play Box 4 lata temu. To co łączy te dwa dekodery to system operacyjny – Android TV, wbudowany modem kablowy (ale wymagany jest dostęp do internetu) oraz wparcie dla jakości obrazu 4K.

    Nowy dekoder telewizyjny Play może na szczęście współpracować z dowolnym dostępem do internetu. Ja podczas testów korzystałem z kablówki Multimedia Polska. Wadą takiego rozwiązania jest to, że niewielka część kanałów (głównie Grupy Polsat Plus) nie będzie dostępna, bo zapewne umowa GPP z PLAY wymaga, aby użytkownik był zalogowany do sieci PLAY.

    Wraz z nowym dekoderem PLAY pokazał w maju także swoją nową ofertę telewizyjną. Jest ona złożona z dwóch ofert, które zastąpiły także dotychczasową ofertę telewizji UPC.

    Mamy do dyspozycji:

    • Telewizję MAX
    • Telewizję Nowej Generacji

    Nie należy tych ofert mylić z telewizją PLAY NOW (mobilną), którą część klientów PLAY ma w abonamencie i może z niej korzystać na urządzeniach mobilnych.

    Telewizja MAX to oferta dla klienta, który jest przyzwyczajony do standardowych ofert kablówek. W cenie abonamentu otrzymujemy 163 kanały (ta liczba rośnie) oraz dodatkowe prezenty (testowy Netflix, Viaplay na cały okres umowy). Przy wyborze tej oferty należy jednak pamiętać, że gdy wybierzemy jej najtańszą wersję za 60 zł to otrzymamy stary dekoder, a nie nasz testowy Play Box TV.

    Telewizja Nowej Generacji (oferta, którą testowałem) to zupełna nowość w porównaniu do tradycyjnych ofert. Klient otrzymuje na starcie tylko 79 kanałów (ta liczba rośnie) i dodatkowo w cenie abonamentu otrzymuje pakiet punktów – 25 lub 40 miesięcznie w zależności od abonamentu. Tutaj także należy uważać, bo w najtańszej wersji otrzymamy stary dekoder. Oprócz punktów, które otrzymujemy przez całą długość umowy (12 miesięcy) w promocji przez 3 miesiące otrzymujemy po 100 punktów.

    Oto pakiety i serwisy streamingowe, które możemy aktywować wydając na nie te punkty:

    Sam nowy dekoder Play Box TV wygląda bardzo dobrze, choć chyba w Apple TV zastosowano nieco lepsze plastiki. Dekoder jest podświetlony z dołu: czerwień to stan czuwania, a fiolet to oznaka, że dekoder jest włączony i działa. Jasność LED możemy regulować w menu, ale i tak nie da się tego podświetlenia całkowicie wyłączyć.

    Specyfikacja nowego dekodera Play BOX TV:

    • DVB-T & C / IPTV / OTT
    • Procesor: AML S905X4-J
    • Android TV w wersji 11
    • Pamięć RAM: 3 GB (wcześniej 2 GB)
    • Standard Wi-Fi: 2x2, dual band, 802.11.ax (RTL8852)
    • Bluetooth: 5.0
    • Kodeki wideo: VP9, H.264, H.265 (HEVC)
    • Obsługiwane formaty: Dolby Vision, HDR10+, HDR10, HLG
    • Chromecast
    • Asystent Google
    • Porty: 1 x wejście antenowe, 1 x HDMI, 1 x czytnik kart micro SD, 1 x USB-A, 1 x LAN, 1 x SPDIF
    • Zawartość zestawu: BOX TV, kabel HDMI, zasilacz, pilot, baterie do pilota 2xAAA, Instrukcja obsługi
    • Wymiary: 123 mm x 29 mm

    Dekoder jest bardzo zgrabny i niewielki (ma rozmiar Apple TV) i niemal „ginie” na stoliku pod telewizorem. Dekoder jest produkowany w Chinach, ale za jego projekt i zapewne interfejs odpowiada koreański KAON, który od lat współpracuje z UPC.

    Pilot do dekodera jest w „starym” stylu, czyli ma wiele klawiszy i skrótów. Pilot jest bardzo „plastikowy” i trochę brakuje mu efektu premium. Szkoda, że nie jest metalowy i nie waży trochę więcej. To oczywiście zwiększyłoby koszty zakupu dekodera dla operatora, ale na pewno wpłynęłoby dobrze na wizerunek całej usługi.

    Na pilocie na pewno przydadzą się użytkownikom klawisze skrótów do Youtube, Netflixa, HBO, prime video i Canal+. Trochę mniej może przydać się skrót do Viaplay, który chyba powoli będzie zwijał się z naszego rynku. Jest też bardzo przydatny przycisk skrótu do programu telewizyjnego i skrót do Asystenta Google. Pilot potrafi obsługiwać także telewizor, więc będzie naszym głównym narzędziem do oglądania telewizji.

    Wraz z premierą nowej oferty telewizyjnej i nowego dekodera PLAY zaprezentował także nowy interfejs/nakładkę na Androida TV. Jest on przystosowany do obsługi systemu punktowego, czyli do zakupu nowych pakietów w zależności od naszych preferencji.

    Przez pierwsze trzy miesiące punktów nam na pewno nie zabraknie (bo mamy promocyjne 100 punktów), ale w kolejnych miesiącach być może będziemy musieli je dokupić.

    W ofercie są następujące dodatkowe pakiety:

    Interfejs jest bardzo ładny, czytelny, przejrzysty, choć liczba dostępnych w dekoderze usług jest tak duża, że mniej doświadczony użytkownik może się pogubić. Na szczęście bardzo czytelnie przygotowano proces zakupu pakietów za punkty. Cała procedura jest zrozumiała i szybka.

    Po podłączeniu dekodera możemy sprawdzić jakość naszego łącza i obecność serwerów CDN (content delivery network), które szybciej serwują treści wideo.

    Główne menu dekodera jest podzielone na następujące działy:

    • Aplikacje, czyli programy i gry z Google PLAY
    • Moje - lista programów, które oglądamy lub mamy nagrane
    • Punkty – aktualny status wykorzystanych i dostępnych punktów
    • Telewizja – czyli kanały telewizyjne
    • Wideo – baza materiałów wideo, do których mamy bezpośredni dostęp o dowolnej porze
    • HBO
    • Netflix
    • Top Selling Movies, czyli wypożyczalnia filmów Google
    • Viaplay
    • Prime Video
    • Youtube
    • Pakiety – lista aktywowanych i dostępnych do aktywacji pakietów

    Menu i cały interfejs na początku nieco przytłacza, ale już po chwili można się do tego rozkładu przyzwyczaić. Trochę szkoda, że w menu nie ma bezpośredniego skrótu do programu telewizyjnego.

    Za jakość obrazu i szybkość działania interfejsu na pewno należą się brawa. Nie wiem jak nowy dekoder działał na początku dwa miesiące temu, ale teraz korzysta się z niego bardzo przyjemnie, a szybkość działania nie odstaje od tego co oferuje na końcu swojej kariery Horizon. W czasie testów tylko jeden wyświetlany ekran wyglądał na błąd w oprogramowaniu. Programy przełączają się szybko i od razu mają dobrą jakość, a należy pamiętać, że nie korzystaliśmy ze światłowodu PLAY, a z kablówki konkurencji. Szkoda tylko, że kilka programów nie jest dostępnych przy wykorzystywaniu łączy konkurencji. Takie sztuczne ograniczenia już niedługo pewnie pójdą w niepamięć, ale na razie trzeba mieć to na uwadze.

    Play Box TV zaskoczył mnie swoją dojrzałością. Jest to nowy produkt, ale przy jego wdrażaniu wykorzystano wcześniejsze doświadczenie ze starym modelem dekodera. Google TV było dosyć kapryśną platformą, która działała koszmarnie na wolnych chińskich urządzeniach. Teraz się to zmieniło i korzystanie z Android TV i telewizji PLAY jest równie przyjemne, co korzystanie z Apple TV (mojej domyślnej platformy do obsługi streamingu). Brawa należą się także za odwagę przy wdrożeniu systemu punktowego. Nie wiemy, czy mniej zaawansowani telewidzowie będą z niego korzystali, ale konfigurowanie i zmiana pakietów jest naprawdę wygodna i ma sens, co w przypadku większości usług naszych operatorów zdarza się niestety stosunkowo rzadko.